Ziołowy Zakątek
Mirosław Angielczyk właściciel ogrodu botanicznego, wizjoner i marzyciel połączył historię, tradycję i miłość do ziół w jednym pięknym zakątku Podlasia. Jadąc na wschód myśleliśmy wyłącznie o ziołach, gatunkach często zapominanych albo istniejących już zupełnie marginalnie, jedynie na kartach staropolskich podań, ludowych przesądów i guseł. To niesamowite uczucie, radość dla zmysłów móc zobaczyć, powąchać i dotknąć roślin, które mimo upływu czasu mają ciągle swój dom w naszym kraju.
Do Ziołowego Zakątka dotarliśmy późnym niedzielnym popołudniem i ku naszemu zdziwieniu całkiem spory parking dla gości okazał się zapełniony do granic możliwości. Po przejechaniu bramy wjazdowej witającej gości błądziliśmy kilka minut w poszukiwaniu miejsca i od tej pierwszej chwili od samego wjazdu doznaliśmy zauroczenia, botanicznego zauroczenia. Odnieśliśmy wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie, że zawitaliśmy do podlaskiej wioski sprzed stu lat, że pod chatą krytą strzechą mieszka babuleńka i że to właśnie ona musiała nasadzić w przedogródku te piękne malwy, rudbekie, posiać mikołajki, nagietki, cynie i monardy.
Okolice karczmy, miejsca gdzie rozbawione i rozgadane rodziny z dziećmi, psami i nawet króliczkiem pełne były gwaru, zapachów docierających z kuchni, uwijających się kelnerów, szczebiotu lokalnych wróbli i znajomego piania kogutów. Tuż za bramą prowadząca do ogrodu botanicznego (do którego biegliśmy jak poparzeni) ruch i zagęszczenie okazały się być znacznie mniejsze. Przywitał nas las dziewanny, łany pysznogłówek, szałwii, sadźców i mięt.
Rozpoczęła się nasza kilkugodzinna wędrówka w głąb ogrodu. Kolejne zaskoczenie, bo nie spodziewaliśmy się, że jego powierzchnia jest tak rozległa. Łapczywie chłonęliśmy widoki, zapachy i oszołomieni rozmachem z jakim stworzono ten unikatowy ogród pokonywaliśmy w ciszy przestrzenie, grupy nasadzeń uporządkowanych zgodnie z wymogami glebowymi, nasłonecznieniem, niesamowitą architekturę, fantazyjne budowle, wyniesienia z tarasami. Dzień zbliżał się ku końcowi, światło kończyło swój spektakl. Uff, spokojnie jest jeszcze jutro i spontaniczna decyzja zostajemy jeszcze dwa dni!
Dzień drugi. Z uśmiechem na twarzach opuszczamy nasz przytulny pokoik i maszerujemy na śniadanie, królewskie śniadanie. Nie mogliśmy się powstrzymać i oto pamiątkowe foto.
Po porannej uczcie wracamy do tematu..zioła....
Monarda pysznogłówka
Serdecznik
W głębi ogrodu kryje się ścieżynka wiodąca ku zupełnie nowym założeniom, ogród podmokły, pełen roślin pochodzących ze strefy zacienionej, mokradeł i stawów. Za nią obszerna polana z kolejnym stawem i pięknym kaplicą pod wezwaniem Matki Boskiej Jagodnej. Została tu przeniesiona z niedalekiego Grodziska w 2015 roku.
I jakże by inaczej ciąg dalszy polskich roślin, kwiatów i ziół.
Korycińskie wrzosowisko i krąg mocy...na wrzosy jeszcze trzeba zaczekać, ale krąg jak najbardziej aktywny;)
Dla milusińskich polecamy ogromny zwierzyniec, tuż pod karczma mieści się zagroda i stodoła, a tam...
Jest i rodzina pawi, indyki, perliczki, drobiu gatunków bez liku. Przyznamy się szczerze to było nasze wieczorne discovery - animal planet;)
W samym sercu ziołowej wioski każdego poranka siadywały panie, które pracowały nad ziołami, zbierały, skubały, segregowały i paczkowały. Wzięliśmy udział w kilku ciekawych warsztatach, zwiedziliśmy fabrykę, suszarnię, paczkowalnię, olejarnię.
Nasza ukochana macierzanka, rosła na każdym ugorze, podskubaliśmy do porannej herbatki i zapasy zabraliśmy ze sobą w dalszą podróż na Suwalszczyznę.
Na pożegnanie wypisaliśmy kilka korycińskich pocztówek i z tęsknotą ruszyliśmy w dalszą ziołową podróż.
Po drodze mieliśmy jeszcze kilka przystanków, Narwiański Park Krajobrazowy. Dolina Narwi to rozległy teren zalewany sezonowo występująca z brzegów rzeką. By pokonać trasę musieliśmy przeprawiać się kilkakrotnie przez koryta meandrującej Narwi, o w ten sposób:
Dla zainteresowanych podajemy bezpośredni link do strony
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz